W Polsce kradzionych jest czterokrotnie mniej samochodów niż
jeszcze 10 lat temu. Czy zatem jest to przestępstwo marginalne? Nic
podobnego! W dalszym ciągu średnio co pół godziny kradzione jest auto w
Polsce
Najgroźniejszym zjawiskiem jest wzrost liczby pojazdów,które są
kradzione, a następnie legalizowane na terenie Polski. Takie
przestępstwo uderza nie tylko we właściciela skradzionego auta (który
może się ubezpieczyć na taką okoliczność), lecz także w osobę, która w
dobrej wierze kupi taki samochód. Gdy się okaże, że był kradziony,
zostanie odebrany nowemu właścicielowi, a uzyskanie jakiegokolwiek
odszkodowania będzie niemożliwe.
Dlaczego taki proceder ma miejsce? Przestępcom pomaga import
używanych pojazdów z krajów Unii Europejskiej. "Złodzieje sprowadzają
kompletnie rozbite, ale w miarę młode auta. De facto są to tylko
dokumenty i numery identyfikacyjne. Następnie pola numerowe zostają
wspawane do skradzionego w Polsce egzemplarza tego samego modelu, który
przejmuje tożsamość sprowadzonego rozbitka" – tłumaczy komisarz Ireneusz
Ambroziak, zastępca naczelnika Wydziału do Walki z Przestępczością
Samochodową Komendy Stołecznej Policji. I myli się ten, kto myśli, że
dotyczy to tylko luksusowych limuzyn. Bardzo często w ten sposób
legalizowane są kompakty, a więc jedne z najpopularniejszych aut na
rynku. "Uważajmy na okazje, które oferowane są czasem nawet o jedną
trzecią taniej, niż wynosi średnia rynkowa. W razie wątpliwości
zaproponujmy sprzedającemu wizytę na komisariacie policji w celu
potwierdzenia legalności. Złodziej często nie będzie chciał się na to
zgodzić" – radzi Ireneusz Ambroziak.
Nie sposób ocenić, jaki jest procent samochodów legalizowanych, ale
wciąż większość rozbierana jest na części. W latach 90. ubiegłego wieku
na celowniku złodziei były głównie Polonezy, duże Fiaty i Maluchy –
oczywiście, nie z sentymentu dla rodzimej motoryzacji, lecz dlatego, że
na części do nich było największe zapotrzebowanie. Dziś ofiarą złodziei
padają auta młode (do pięciu lat), bo tylko części pozyskane z ich
rozbiórki mogą być "konkurencyjne". Do starszych samochodów można
znaleźć mnóstwo podzespołów z legalnego (bądź nie) złomowania aut
sprowadzonych z zagranicy.
Zmienił się też – jak powiedzieliby fachowcy – "kanał dystrybucji"
kradzionych części. Kiedyś były to giełdy, dziś – aukcje internetowe.
Używane elementy aut kupujemy na potęgę, często nie zastanawiając się
nad źródłem ich pochodzenia. "Nawet ASO kupują części ze szrotów bez
zadawania żadnych pytań" – zżyma się Ireneusz Ambroziak. Walka ze
sprzedawcami jest trudna, bo obrót częściami zamiennymi nie wymaga
żadnych koncesji, a przyparty do muru sprzedawca zwykle pokazuje jakąś
fakturę na towar.
Policji pomaga rozwój technologii. W Warszawie działa na przykład
ARTR, czyli system automatycznie porównujący tablice rejestracyjne z
bazą pojazdów poszukiwanych. Policjanci stosują też "podstawki", czyli
naszpikowane kamerami samochody, które są przynętą na złodziei i
umożliwiają łapanie ich na gorącym uczynku. "Ostatnio mieliśmy
delikwenta, który wpadł dwa razy w ciągu dwóch miesięcy" – mówi Ireneusz
Ambroziak. Pamiętajmy jednak, że tacy nierozgarnięci przestępcy to dziś
już raczej wyjątki niż reguła.
Złodziejskie metody
Napady ("na stłuczkę" lub "na kółko") już praktycznie się nie
zdarzają. Coraz rzadziej dochodzi do kradzieży sprzed supermarketów,
gdzie złodzieje współpracowali z kieszonkowcami potrafiącymi wyciągnąć
kluczyki z kieszeni kierowcy. Dziś najczęściej samochody znikają z
ulicy lub parkingów (nawet tych strzeżonych!), a przestępcy posługują
się zmodyfikowanymi komputerami sterującymi silnikiem. Odpalenie auta
zajmuje im od kilkunastu sekund do kilku minut, czasem wymaga to
otwarcia maski – na takie zachowanie warto zwrócić uwagę!
Kradziony samochód albo natychmiast trafia do "dziupli", czyli
zamaskowanego warsztatu, gdzie błyskawicznie rozbierany jest na części,
albo zostaje przeprowadzony dosłownie kilometr dalej, gdzie czeka na
dogodny moment, by trafić do "dziupli".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz