Skarpeta, kurołapka, zającówka, panienka, podobno dobra do
łapania zajęcy przez otwierane drzwi pod prąd i królowa poboczy, bo
częściej stoi niż jedzie. Najbrzydsze auto PRL. A właśnie, że nie.
Najpiękniejsza polska konstrukcja samochodowa wszechczasów. Oszalałem?
Syrenę zna każdy kto ma więcej niż 25 lat, zresztą młodsi w większości
też. Tyle, że nie grzeszyła ona urodą a gang jej silnika nigdy nie
przypominał rasowego dźwięku a raczej tylko sprzęt ochotniczych straży
pożarnych. Wtajemniczeni wiedza dlaczego. Jak zatem skarpeta może być
najpiękniejszym polskim samochodem? Może, i jest nim na pewno – chodzi o
prototyp Syreny.
Na początku lat 60, ostatniego wieku FSO stworzyła eksperymentalną Syrenę Sport. Konstrukcja samochodu opracowana została przez Cezarego Nawrota,
była całkowitą nowością, ewenementem technologicznym na skalę światową i
stworzyła podwaliny w dziedzinie projektowania nadwozi samochodowych z
tworzyw sztucznych.
Samochód otrzymał przepiękne, aerodynamiczne, smukłe nadwozie wykonane z laminatu
oparte na stalowej płycie podłogowej. W czasie budowy korzystano
oczywiście z podzespołów seryjnych wersji Syreny, w celu uproszczenia
konstrukcji i zminimalizowania kosztów. Wykorzystano z niej m.in.
przednie zawieszenie, układ kierowniczy, napęd, zawieszenie silnika i
lampy przednie. Powiększono rozstaw kół. Zastosowano zawieszenie kół
tylnych niezależnie na drążkach skrętnych w odróżnieniu od poprzecznego
resoru piórowego seryjnej Syreny. Samochód był niski, miał około 1,20 m
wysokości. To małe coupe było niemal całkowicie ręcznie zbudowane przez
grupę zapaleńców z FSO.
Pod płaską i aerodynamiczną maską nie
mieścił się seryjny silnik, co nie było przypadkiem ale celowym
zabiegiem twórców, którzy w ten sposób chcieli zamknąć drogę na wypadek,
gdyby ktoś wpadł na idiotyczny pomysł wstawienia do tego nadwozia
silnika z seryjnej dwusuwowej Syreny. W prototypie Syreny Sport
zastosowano zatem zbudowany całkowicie od podstaw silnik typu boxer
pomysłu Władysława Skoczyńskiego, z wykorzystaniem cylindrów Junaka.
Silnik, oczywiście był czterosuwowy, co w przypadku Syreny nie jest aż
takie oczywiste. Miał pojemność zaledwie 700 cm³ i osiągał moc około 35
KM przy 5000 obr./min, ale oczywiście mógłby osiągnąć znacznie większą
moc. Wystarczy wspomnieć, że silnik Junaka, mniejszy o połowę osiągał
przecież około 20 KM. W hamowni silnik przeszedł wszystkie próby. Miał
doskonale rozłożone siły i momenty obrotowe. Bez umocowania pracował na
stole: równo, cicho, bez wstrząsów.
1 maja 1960 r. auto zostało
wystawione na widok publiczny. W przeddzień prezentacji twórcy oblali
(dosłownie i w przenośni) nowy samochód winem „Perlistym”, co niemal nie
zniszczyło lakieru. Samochód odznaczał się niebywale piękną linią
nadwozia, której pozazdrościć mogłyby, najbardziej rasowe, sportowe
samochody. Ponadto, jak się okazało po prawie pięćdziesięciu latach,
sylwetka tego samochodu niewiele się zestarzała i nadal może stanowić
kanon piękna dla nadwozia dwumiejscowych samochodów sportowych. W
Europie Zachodniej Syrena Sport uzyskała miano najpiękniejszego auta z
za żelaznej kurtyny.
Prototypowa Syrena Sport
miała sztywne nadwozie i dobrze trzymała się drogi. Podczas testów
okazało się jednak, że maksymalna prędkość samochodu to jedynie 65
km/h. Wkrótce okazało się, że powodem był zapierający się o podłogę
pedał gazu, co odkrył kierowca testowy Józef Miachalik.
Syrena Sport osiągała prędkość w granicach 110 km/h, każdy cylinder
miał oddzielny wydech i silnik, jak mówi C. Nawrot, przy dodaniu gazu
wydawał z siebie przepiękny gang, jak przystało na samochodowego
sportowca.
Po ulicach w owym czasie jeździły wyłącznie Warszawy i
Syrenki a taki samochód uchodziłby za szczyt marzeń. W założeniu miał
to być pojazd spełniający marzenia biednego Polaka o zamożności, o
wysokiej pozycji społecznej. Po prezentacji prototypu zrobił się wokół
niego niezwykły szum. Pomysł trafiony w dziesiątkę. Początkowo bez
wątpienia był to powód do dumy. Mimo, że wszystkim bardzo się Syrena Sport
podobała, gazety się o niej rozpisywały i wciąż pytano kiedy wejdzie do
seryjnej produkcji. Projekt jednak spotkał się z niechęcią władz, które
uznały go za pomysł zbyt ekstrawagancki. Nie przystawał on do
siermiężnej rzeczywistości PRL-u.
Samochód bowiem wybiegał
stylistycznie i koncepcyjnie przynajmniej kilkanaście (jeśli nie
kilkadziesiąt) lat w przyszłość motoryzacyjnej Polski. Gomułka zaś
otwarcie twierdził, że w zupełności wystarczy, jeśli każdy Polak będzie
miał rower. Myślano więc o produkcji bardzo tanich modeli, a nie
pięknych samochodów sportowych. Cyrankiewicz zadzwonił osobiście do FSO z
dyspozycją, że samochód należy ukryć aby uciszyć niepotrzebne
zamieszanie wokół niego. Takie zachowanie dziwi, wszak Czesi
wyprodukowali kabriolet Skoda Felicia a Niemcy Wartburga Coupe i Sport,
które także nie powinny pasować do socjalistycznej rzeczywistości a
jednak miały się dobrze.
Jedyny powstały prototyp Syreny Sport
ukryto w magazynach Ośrodka Badawczo – Rozwojowego w Falenicy, gdzie
stał do lat siedemdziesiątych. Następnie wydano decyzję by go zniszczyć i
choć pracownicy starali się za wszelką cenę uratować unikalny
egzemplarz, specjalna komisja pilnowała, żeby samochód doszczętnie
rozbić. Polacy wówczas myśleli o zrobieniu pieniędzy na zagranicznych
licencjach, a nie o inwestowaniu we własną produkcję.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń