Akumulatory "Priusa" nie przeszkodziły projektantom w uzyskaniu
445-litrowej przestszeni bagażowej. Jest nawet umożliwione w tym
samochodzie składanie tylnej kanapy.
Gdyby nie postęp w miniaturyzacji akumulatorów, hybryda musiałaby
ciągnąć za sobą przyczepę z bateriami. Tymczasem są one tak niewielkie,
że niewtajemniczony właściciel może ich nigdy nie znaleźć w swoim
samochodzie.
Wbrew dość powszechnemu poglądowi pojemność wcale nie jest
najistotniejszym parametrem baterii w aucie hybrydowym. Byłaby
najważniejsza, gdybyśmy mieli do czynienia z samochodem czysto
elektrycznym, w dodatku pokonującym wyłącznie pozamiejskie trasy. A
najlepiej – niezbaczającym ani na moment z autostrady, na której jest
niewielki ruch.
Do czego zmierzamy? Okazuje się, że w przypadku jazdy miejskiej oraz
każdej, która wymaga częstego hamowania i przyspieszania, od baterii
wymaga się jak najszybszego ładowania. Gdyby w bagażniku Priusa
zainstalowano zespół akumulatorów 12-woltowych, jakie można znaleźć pod
maskami większości samochodów, to co prawda dostarczyłyby one
odpowiedniej mocy do przyspieszania, ale ładowanie takiego układu
wymagałoby nie minut, lecz godzin. Na to nie ma czasu – już po kilku
hamowaniach bateria ma dostarczyć energię do rozpędzenia auta. Dlatego w
Priusie zamontowano akumulator niklowo-wodorkowy, którego głównym
atutem jest...
...krótki czas ładowania
Wystarczy kilkanaście dłuższych hamowań,
by napełnić baterie i od startu spod świateł dysponować dodatkową mocą.
Dzięki temu hybryda potrafi zagospodarować energię hamowania, a spalanie
w mieście nie musi być wyższe niż na trasie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz